niedziela, 24 czerwca 2012

Nieudana miłość. Ona, gdy kochał ją najmocniej raniła go nieustannie wciąż odpychając. Gdy tylko zrozumiała swoje błędy i chciała je naprawić, On znalazł sobie zupełnie inne towarzystwo. Był chłodnym draniem, nie poświęcał jej ani uwagi ani czasu. Wiedział, że gdy tylko siknie palcem, ona wróci. Po pewnym czasie nie dawała znaku życia. Pisał do niej- nie odpisywała. Choć bolało ją to, że musi milczeć - nie złamała się. Przez całe wakacje minęła go może z dwa, trzy razy. W dzień udawała radosną, spędzała czas z przyjaciółmi i rodziną. Wieczorami szła w "ich miejsce" gdzie płakała i niemiłosiernie tęskniła. W końcu nadszedł dziwny dzień. Poszła z sąsiadami na orlik. Byli dla niej jak bracia, znali się z piaskownicy. Zerówka, podstawówka, gimnazjum i technikum- te wszystkie lata w jednej klasie. Poszli więc całą grupą na orlik aby pograć w kosza. Wiadomo wakacje wakacjami, ale zdarzały się też te nudniejsze dni. Dochodziła godzina dwudziesta. Słońce chyliło się ku zachodowi malując niebo w pomarańczowo różowe barwy. Nie było już tak duszno, powietrze nabierało zupełnie innej woni. Przy dzieleniu składów zabrakło jeden osoby. - To ja schodzę- powiedziała. - Nie Dasza, zostań, ty musisz grać! - Zejdę...- powiedziała siadając na ławkę. Była uparta i tak naprawdę nikt nie był w stanie ją przekonać do gry. Wtedy na boisko przyszedł On. W ręce trzymał korki, rękawice bramkarza, plecak. Usiadł obok niej na ławce -siema siema- powiedział. - No cześć- odparła z jakimś dziwnym wyrzutem. Twarz miała kamienną, wzrokiem wodziła piłkę. Nie wyglądała na zdziwioną ani wielce uradowaną. Ale w środku... W środku zaczęła się walka. Walka uczuć i emocji. Tak bardzo bała się, że On usłyszy jak głośno bije jej serce. Czuła jego zapach w powietrzu, dokładnie tak intensywnie jak wtedy gdy wychodzili razem. - Co mi powiesz?- przerwał ciszę. Umarła. - A nic nuda.. - jąkała się. Spojrzała tak na niego i zapomniała jak mówić. Wtedy zaczęła plątać się pomiędzy prostymi słowami. Wymyślała jakieś dziwne zwroty, nie wiedząc co plecie. - Uspokój się- powtarzała sobie w myślach. W końcu uspokoiło się jej tętno. Ekipa zawołała ich na boisko. Grali w przeciwnych drużynach. Co jakiś czas rzucił się na nią, upadali razem, próbował ją podnosić, zabrać jej piłkę... Wtedy poczuła czym tak naprawdę jest szczęście. O 22 skończyli grę. Kończył się sierpień- było już dość ciemno o tej porze. Chłopak odprowadził całą ekipę na osiedle gdzie mieszkali. Niby zagadywał do jej kolegów a tak naprawdę patrzył na nią. Zażartował czasem, to sypnął jakiś komplement. Dobrze, że noc zalała miasto, w końcu czerwień jej policzków nie była tak widoczna. Wszyscy pożegnali się przytulaskami jak zwykle. Byli jak w rodzinie. Jego też przytuliła i obracając się na piętach ruszyła w stronę swojego bloku. Chłopcy ruszyli w przeciwną stronę. Dało się słyszeć - Ej, czekaj!- podbiegł do niej- Może wyjdziemy też jutro?- zaproponował. - Jak z ekipą to chętnie- uśmiechnęła się i zniknęła w klatce schodowej.

Rankiem nie wierzyła w to, co się wydarzyło. O rana sprzątała, tańczyła z miotłą, darła się na pół pokoju, komentowała i lajkowała wszystkie zdjęcia znajomych. Była taka szczęśliwa! Czekała na wieczór.
I spotkali się znów całą grupą na orliku. Trochę mocniej się pomalowała, wyprostowała włosy, ładniej ubrała. Zaczęli od małego meczu i znów skończyli o 22. Ekipa szła do domu ulicą Przybylskiego. Nagle chłopak powiedział "Ja idę górą, muszę jeszcze coś załatwić", pożegnał wszystkich i ruszył w przeciwną stronę. - Pójdę za nim- rzekła półszeptem do kolegów. Szła spokojnym krokiem za jego sylwetką. Nie widział jej w tym mroku. Stanął na pomoście i ukrył ręce w dłonie. Nie płakał, ale był zły, zły na siebie, na wszystko co stracił. - Przeszkadzam?- wymamrotała w ciemności. Obrócił się, spojrzał na nią, poznał tę dziewczynę od razu: co ty tutaj robisz?- zapytał- to samo co ty?- odpowiedziała- tęsknie- dodając po chwili. Podszedł do niej. Znów musiała patrzeć w te magiczne oczy, przed którymi nic nie było w stanie jej uratować. Przejechał delikatnie po jej policzku, a w brzuchu przeleciało jej stado motyli. Poczuła dziwne ciepło na całym ciele, tak długo na to czekała. - Nie chciałem żeby tak wyszło- zaczął ciągnąć - Przestań..- obróciła się do niego plecami i zaczęła płakać. - Tak prosiłam byś nie odchodził, tak cię potrzebowałam a ty mówisz, że nie chciałeś?- krzyczała- nie chciałeś mnie ranić zabijałeś mnie każdego dnia. - Wszystko źle rozegrałem- powiedział- Nie liczę nawet na twoją przyjaźń, ale wiedz- ciągnął dalej- że nigdy w życiu nie spotkałem dziewczyny która byłaby choć trochę do ciebie podobna. jesteś oryginałem... - skończył o ogarnęła ich cisza. Oboje patrzyli w wodę. Zbliżył się do niej przytulając ją. Nawet nie drgnęła. A tak naprawdę w żyłach czuła jak przepływa jego imię. Spojrzała na niego - to tutaj wyznałeś mi miłośc po raz pierwszy. - znów zaczęła płakać. - Przestań już- uspokajał ją. Gdybyś tylko chciała- zaczął- moglibyśmy zacząć od nowa. - Więc zacznijmy- dodała błagalnie. Spojrzał na nią sam nie wierząc w to co usłyszał. Patrzył tak i patrzył. W końcu ją pocałował. Zatrzymał się czas, na chwilę świat przestał istnieć. - Kocham Cię- rzekł zachrypniętym, cichym głosem. Patrzyła tak na niego nie myśląc o niczym. Słuchając ciszy nie ważyli się nawet przerwac tej chwili. Chwili, która miała stać się wiecznością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz