piątek, 15 czerwca 2012

Nic nie jest w stanie zniszczyć miłości!

Została potrącona jakoś pod koniec października. Zginęła na miejscu. Bliscy opłakiwali ją każdego dnia, nie wiedząc czy zginęła a może jednak zaginęła. Zaś Ona toczyła życie po tamtej stronie. Nie było tam śniegu, ani pór roku. Nie było dnia ani nocy, nie chodziła spać, nie potrzebowała snu ani nie odczuwała zmęczenia. Tak to jest kiedy opuszcza się własne ciało. Kiedy pierwszy raz pojawiła się Tutaj była troszkę wystraszona. Kiedy zobaczyła swoich zmarłych bliskich cały strach minął. To tak jak pierwszy dzień w nowej szkole. Niby nikogo nie znasz, ale gdy tylko uda Ci się dostrzec jakąś znajomą twarz od razu czujesz dziwną radość i wszechogarniające poczucie bezpieczeństwa. Tutaj było zupełnie inaczej. Te dwa światy dzielił wielki tęczowy most na którego końcu były szklane drzwi, przez które przychodzili zmarli. Dziewczyna nauczyła się tutaj żyć, cieszyć i spędzać czas. Niekiedy jednak odczuwała pustkę, brak czegoś. Pewnego wieczoru zapytała Pana Raju, dlaczego tak jest, że wszyscy są szczęśliwi a ona naprawdę odczuwa jakiś ból. Pan patrzył na nią z miłością. Dobrze wiedział co czuła. Patrzył w jej niebieskie oczy i uśmiechnął się po czym głęboko westchnął "A spróbuj sobie przypomnieć, wtedy uczynię tak by to było twoje już nw wieczność, byś była w pełni szczęśliwa". Młoda duszyczka rozmyślała o tej swojej dziwnej, nienazwanej pustce. Błądziła tak po raju i nigdzie nie mogła znaleźć odpowiedzi. Mijały lata, choć tam nie było czasu, nie odczuwała tego ile miesięcy spędziła na rozmyślaniu. Miała wrażenie, że była już wszędzie. Gdy w oddali ujrzała Pana zbliżyła się do niego pytając "Szukam już tyle czasu. Czy to zajmie mi wieczność?" , wtedy Pan wiedząc, że Ona nadal nie wie, czego jej brakuje rzekł "Życie człowieka nie trwa wiecznie więc i ty niedługo znajdziesz odpowiedź".
Znów upłynął długi czas. Usiadła z bliskimi na wielkiej Górze skąd oglądali zachód słońca. Czasami tylko Pan im na to pozwalał. Patrzyła na ten zachód i patrzyła, a tęsknota za czymś nasilała się. Niebo promieniowało żółcią i pomarańczem, był to cudowny widok. Wszyscy patrzyli na to z fascynacją a ona coś czuła, coś drgało jej w sercu. Wtedy odeszła od nich i ruszyła na tęczowy most. Idąc mostem w głowie przewijały jej się zachody słońca, zachody kiedy było coś jeszcze, coś czego tutaj nie ma. Nie brakuje mi zachodów- pomyślała- zobaczyłam zachód i "tego czegoś" zaczęło brakować mi bardziej. to dziwne- dodała w myślach. Drepcząc tak po tęczowym moście znalazła się przy szklanych drzwiach. W oddali zobaczyła jakąś poruszającą się znajomo postać. Postać mężczyzny. Szedł pewny siebie, bujał się z boku na bok. Był tak daleko, a ona czuła go tak blisko. Patrzyła na niego tak czule i tak troskliwie. Łzy napływały jej do oczu. Stał naprzeciw niej. Za szklanymi drzwiami. Przyłożył dłoń do szyby "Poznajesz mnie?"- odczytała z ruchu jego warg. Tak- wyszeptała kładąc dłoń na szybę. Tak wtedy było. Zachody słońca spędzali na gliniance, wtedy jej dłoń idealnie mieściła się w jego dłoni. Nagle szkło zniknęło. Dłonie połączyły się, a Ona nie czuła już pustki. Czuła go tak jak po tamtej stronie. Patrzył na nią tymi dzikimi oczyma i przenikał przez całe jej wnętrze. - Powiedz, gdzie Ty byłeś kiedy Cię przy mnie nie było?- zapytała. - Szukałem Cię- odparł cały zapłakany. Teraz nic nie było w stanie ich rozdzielić. Wtulili się w siebie i obdarowali czułymi pocałunkami. Nieziemskie dreszcze przeszywały te obie dusze. I wszystko było jasne, kochali się. Bo śmierć jest minimum. Minimum wszystkiego. Nie jest w stanie zniszczyć prawdziwej miłości. To co zaczynamy tutaj będzie miało rozwinięcie po tamtej stronie. Jeśli ktoś bliski odchodzi, pamiętajmy, że nie na zawsze. On wyjdzie nam na przeciw po tęczowym moście, byśmy nie czuli się osamotnieni. Taka kolej rzeczy. Tam będziemy już razem na wieczność i żadna siła nas nie rozdzieli. Już nigdy;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz