niedziela, 3 czerwca 2012


Uwielbiała Go. Bywali razem wszędzie. Słuchali wspólnie Peji i Pezeta, przepychali się w drzwiach, deptali sobie po butach. Niekiedy ganiali siebie jak małe, nieznośne dzieci. Tak było. Ona lubiła tupnąć nogą i udawać obrażoną a on bez słów podchodził i przytulał ją z całej siły. Rzucali kamyki do wody, patrzyli razem w rozgwieżdżone niebo. Chodzili wspólnie na dyskoteki, odprowadzał ją do domu… Zimą lepili bałwana, wiosną gonili wiatr, latem opalali się a jesienią chwytali nieuchwytne krople deszczu. Tacy byli. Szaleni, młodzi, zakochani. Ale bywało też tak, że przestawał się odzywać, że znikał, że wmawiał sobie, iż jej nie potrzebuje. Odwracali głowę na swój widok, milczeli. Chwytali telefon by napisać wiadomość, jednak odkładali go na miejsce. Siedzieli dostępni na facebooku i gg z nadzieją, że to drugie napisze jako pierwsze. To było przykre dla obojga. Może i On nie wyglądał na kogoś, kto mógłby cierpieć, ale jednak pod tym swoim wizerunkiem był zagubionym, kochającym chłopcem, który jak nikt inny potrzebował właśnie JEJ miłości. Wszyscy myśleli o nim jak o kimś kompletnie wyluzowanym, jednak nie widzieli go kiedy był sam. Siedział wtedy zagapiony w jeden punkt i stukał palcami w ławkę. Myślał o niej co chwile, i wciąż wracał myślami do czasów kiedy byli razem. Po prostu tęsknił. A Ona? Ona zerkała ukradkiem na niego co przerwę. Udawała , że go nie widzi jednak to była tylko gra. Udawała, że nic dla niej nie znaczy a serce pękało jej na pól gdy tylko rozmawiał z inną. Przecież mogli zachować się jak ludzie i gadać ze sobą jak ludzie. A tu co? Nagle przestali się znać. Pewnego dnia podszedł do niej i zapytał : gniewasz się za to , że odszedłem? Zrobiłem to dla twojego dobra… - Pieprze takie dobro!- podniosła głos i dodała: nie ma nic głupszego śmieszniejszego niż odchodzenie dla czyjegoś dobra. Zrobiłeś to tylko i wyłącznie dla siebie. – obróciła się na pięcie i ruszyła do klasy. Patrzył na jej znikająca w oddali sylwetkę. Nie zrobił nic, kompletnie nic by ją zatrzymać. Przecież mógł pobiec za nią, wykrzyczeć jej w twarz te dwa słowa! Stchórzył.
I już nigdy nie dowiedzieli się co stracili. Ich drogi się rozeszły tak jak stare buty. Jednak serca na zawsze łączyła jakaś dziwna więź. To tak jakby moja historia, sprzed wielu lat. A kiedy po pracy usiadłam ze starym przyjacielem, spojrzeliśmy w niebo. Widząc spadającą gwiazdą  przyjaciel zapytał „o co chciałabyś ją poprosić?” , bez większego zastanowienia odparłam : o szczęście. „dla niego”- dodałam w myślach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz