Uwielbiała Go. Bywali razem wszędzie. Słuchali wspólnie Peji
i Pezeta, przepychali się w drzwiach, deptali sobie po butach. Niekiedy ganiali
siebie jak małe, nieznośne dzieci. Tak było. Ona lubiła tupnąć nogą i udawać
obrażoną a on bez słów podchodził i przytulał ją z całej siły. Rzucali kamyki
do wody, patrzyli razem w rozgwieżdżone niebo. Chodzili wspólnie na dyskoteki,
odprowadzał ją do domu… Zimą lepili bałwana, wiosną gonili wiatr, latem opalali
się a jesienią chwytali nieuchwytne krople deszczu. Tacy byli. Szaleni, młodzi,
zakochani. Ale bywało też tak, że przestawał się odzywać, że znikał, że wmawiał
sobie, iż jej nie potrzebuje. Odwracali głowę na swój widok, milczeli. Chwytali
telefon by napisać wiadomość, jednak odkładali go na miejsce. Siedzieli dostępni
na facebooku i gg z nadzieją, że to drugie napisze jako pierwsze. To było
przykre dla obojga. Może i On nie wyglądał na kogoś, kto mógłby cierpieć, ale
jednak pod tym swoim wizerunkiem był zagubionym, kochającym chłopcem, który jak
nikt inny potrzebował właśnie JEJ miłości. Wszyscy myśleli o nim jak o kimś
kompletnie wyluzowanym, jednak nie widzieli go kiedy był sam. Siedział wtedy
zagapiony w jeden punkt i stukał palcami w ławkę. Myślał o niej co chwile, i wciąż
wracał myślami do czasów kiedy byli razem. Po prostu tęsknił. A Ona? Ona
zerkała ukradkiem na niego co przerwę. Udawała , że go nie widzi jednak to była
tylko gra. Udawała, że nic dla niej nie znaczy a serce pękało jej na pól gdy
tylko rozmawiał z inną. Przecież mogli zachować się jak ludzie i gadać ze sobą
jak ludzie. A tu co? Nagle przestali się znać. Pewnego dnia podszedł do niej i
zapytał : gniewasz się za to , że odszedłem? Zrobiłem to dla twojego dobra… -
Pieprze takie dobro!- podniosła głos i dodała: nie ma nic głupszego śmieszniejszego
niż odchodzenie dla czyjegoś dobra. Zrobiłeś to tylko i wyłącznie dla siebie. –
obróciła się na pięcie i ruszyła do klasy. Patrzył na jej znikająca w oddali
sylwetkę. Nie zrobił nic, kompletnie nic by ją zatrzymać. Przecież mógł pobiec
za nią, wykrzyczeć jej w twarz te dwa słowa! Stchórzył.
I już nigdy nie dowiedzieli się co stracili. Ich drogi się
rozeszły tak jak stare buty. Jednak serca na zawsze łączyła jakaś dziwna więź.
To tak jakby moja historia, sprzed wielu lat. A kiedy po pracy usiadłam ze
starym przyjacielem, spojrzeliśmy w niebo. Widząc spadającą gwiazdą przyjaciel zapytał „o co chciałabyś ją
poprosić?” , bez większego zastanowienia odparłam : o szczęście. „dla niego”-
dodałam w myślach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz