Poznaliśmy
się na początku roku szkolnego i zaczęło się od końskich zalotów. Biegałeś za
mną, deptałes mi po butach, zaczepiałeś w tłumie. Cieszyło mnie to, że zawsze
byłeś niedaleko. Później pisaliśmy i zaczęliśmy się spotykać. Każdy dzień
spędziliśmy wspólnie. Dochodziły do tego jeszcze osoby z paczki. Po pewnym
czasie zaczęliśmy wychodzić tylko we dwoje. Coraz szybciej miasto zalewała
ciemność. Było klimatycznie. Pamiętam nawet pierwsze nieśmiałe przytulenie.
Podobałeś mi się ale powiedziałam ci wtedy , że to było tylko po przyjacielsku.
Z czasem znacznie się do siebie zbliżyliśmy. Mówiłam ci o swoich problemach,
opowiadałam każdą chwilę z życia. Ty również otworzyłeś się na mnie i było jak
w bajce. Każdą sekundę byliśmy przy sobie. Każdy oddech i słowo słałam ku
Tobie. Gdy nadeszła zima wyszliśmy o szesnastej na plac zabaw. Wygłupialiśmy
się jak małe dzieci, wtedy doszło do pierwszego pocałunku. Po tym zdarzeniu
normalnie rozmawialiśmy, a gdy wróciłam do domu telefon milczał. Kiedy prawie
zasypiałam odczytałam wiadomość „ten buziak w budce coś dla Ciebie znaczył?”.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Ukrywałam przed nim uczucia tarkowałam go
niekiedy jak śmiecia, a tak naprawde kochałam go nad życie. Nie był ważny w
moim życiu, bo był po prostu częścią mojego życia. Ale pamiętam, że od tamtej
pory było tylko lepiej. Znów wieczorne spacery, pocałunki, rozmowy, szepty i
wyznania. Zaczęło się psuć wtedy kiedy nade wszystko On postawił sport i kolegów. Widywaliśmy się
po 3 razy w tygodniu, z czasem raz na tydzień a później już wcale. Nie pisał na
gg a telefon wciąż milczał. Wtedy kiedy zrozumiałam ze go kocham zostawił mnie.
Starałam się i walczyłam od niego. Bezskutecznie.
Nie umiałam
tak wyjść z jego życia. Dziś głośno wyklinałam go, chciałam się wyładować.
Pokazać wyższość. Drogę wyjścia z twojego życia pokazał mi środkowym palcem.
Pojechał do domu pełen dumy. A ja? Ja płakałam. Przez ostatnie dni dawał mi
nadzieję i każdego dnia pisał "jutro się spotkamy, już napewno:*".
Jestem głupia, ale wierzyłam. Wierzyłam we wszystko, a dzisiaj już nie wierze w
nic.Zmieniłam nr telefonu, zablokowałam go na każdym komunikatorze. Już
mnie nie ma.
Jeszcze w
głośnikach rozlega się piosenka pezeta "spadam", którą śpiewałam mu
nie raz. On wiedział, że go uwielbiam i miał tę nute na swoim telefonie
tylko po to by mnie nią uszczęśliwiać. Pamiętam też jak na stacji słuchaliśmy
pezeta „światła zgasły” . Przytulał mnie i mówił, że będzie dobrze, że
będzie jak dawniej… Kłamał.
Oszukiwał mnie tylko po to, żeby jak to krótko ujął „nie ranić mnie”.
A pomimo jego oszustw i moich łez najzwyczajniej w świecie na pytanie czy
mnie kochasz odpowiedział : tak. Nie potrafię Go już zrozumieć. Zgubiłam
gdzieś zaufanie do Niego . Kiedy już zapominam o Nim czuję gdzieś jegoj zapach
lub słysze w nieznajomym tłumie jego nadzwyczajny głos. I wtedy wiem, że żyje, że jest gdzieś tam i może na ten swój zjebany sposób czuje coś do mnie. Niedługo
wyjeżdża, ja też jadę. Cały miesiąc się nie zobaczymy.
Nie żal ci,
że ostatnie dni spędzasz z kumplami? Nie tęsknisz za mną ani trochę? Ja często
przeglądam filmiki na których jeszcze byliśmy szczęśliwi. Dzisiaj wiem, że nic
nie trwa wiecznie. Może tylko to dziwne uczucie. Zamiast maleć – narasta. I
teraz przepraszam, za to, że krzywdziłam. Dziś już nie ważne co czułam i kim
dla mnie byłeś, a byłeś wszystkim. Dzisiaj nieistotne są moje uczucia. Istotne
jest to, że twoje słowa kierowane do mnie zaprzeczają twoim czynom. Nie ma mnie
w twoim życiu. Nie jest jak dawniej. Nie ufam ci i nie jestem w stanie uwierzyć
już w żadne twoje słowo. Przepraszam…
P.S. Może
kiedyś spróbujemy od nowa… Teraz nie warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz