wtorek, 24 lipca 2012


Poznaliśmy się na początku roku szkolnego i zaczęło się od końskich zalotów. Biegałeś za mną, deptałes mi po butach, zaczepiałeś w tłumie. Cieszyło mnie to, że zawsze byłeś niedaleko. Później pisaliśmy i zaczęliśmy się spotykać. Każdy dzień spędziliśmy wspólnie. Dochodziły do tego jeszcze osoby z paczki. Po pewnym czasie zaczęliśmy wychodzić tylko we dwoje. Coraz szybciej miasto zalewała ciemność. Było klimatycznie. Pamiętam nawet pierwsze nieśmiałe przytulenie. Podobałeś mi się ale powiedziałam ci wtedy , że to było tylko po przyjacielsku. Z czasem znacznie się do siebie zbliżyliśmy. Mówiłam ci o swoich problemach, opowiadałam każdą chwilę z życia. Ty również otworzyłeś się na mnie i było jak w bajce. Każdą sekundę byliśmy przy sobie. Każdy oddech i słowo słałam ku Tobie. Gdy nadeszła zima wyszliśmy o szesnastej na plac zabaw. Wygłupialiśmy się jak małe dzieci, wtedy doszło do pierwszego pocałunku. Po tym zdarzeniu normalnie rozmawialiśmy, a gdy wróciłam do domu telefon milczał. Kiedy prawie zasypiałam odczytałam wiadomość „ten buziak w budce coś dla Ciebie znaczył?”. Nie wiedziałam co powiedzieć. Ukrywałam przed nim uczucia tarkowałam go niekiedy jak śmiecia, a tak naprawde kochałam go nad życie. Nie był ważny w moim życiu, bo był po prostu częścią mojego życia. Ale pamiętam, że od tamtej pory było tylko lepiej. Znów wieczorne spacery, pocałunki, rozmowy, szepty i wyznania. Zaczęło się psuć wtedy kiedy nade wszystko  On postawił sport i kolegów. Widywaliśmy się po 3 razy w tygodniu, z czasem raz na tydzień a później już wcale. Nie pisał na gg a telefon wciąż milczał. Wtedy kiedy zrozumiałam ze go kocham zostawił mnie. Starałam się i walczyłam od niego. Bezskutecznie. 
Nie umiałam tak wyjść z jego życia. Dziś głośno wyklinałam go, chciałam się wyładować. Pokazać wyższość. Drogę wyjścia z twojego życia pokazał mi środkowym palcem. Pojechał do domu pełen dumy. A ja? Ja płakałam. Przez ostatnie dni dawał mi nadzieję i każdego dnia pisał "jutro się spotkamy, już napewno:*". Jestem głupia, ale wierzyłam. Wierzyłam we wszystko, a dzisiaj już nie wierze w nic.Zmieniłam nr telefonu, zablokowałam go na każdym komunikatorze. Już mnie nie ma.
Jeszcze w głośnikach rozlega się piosenka pezeta "spadam", którą śpiewałam mu nie raz. On wiedział, że go uwielbiam i miał tę nute na swoim telefonie tylko po to by mnie nią uszczęśliwiać. Pamiętam też jak na stacji słuchaliśmy pezeta „światła zgasły” . Przytulał mnie i mówił, że będzie dobrze, że będzie jak dawniej… Kłamał.  Oszukiwał mnie tylko po to, żeby jak to krótko ujął „nie ranić mnie”. A pomimo jego oszustw i moich łez najzwyczajniej w świecie na pytanie czy mnie kochasz odpowiedział : tak. Nie potrafię Go już zrozumieć. Zgubiłam gdzieś zaufanie do Niego . Kiedy już zapominam o Nim czuję gdzieś jegoj zapach lub słysze w nieznajomym tłumie jego nadzwyczajny głos. I wtedy wiem, że żyje, że jest gdzieś tam i może na ten swój zjebany sposób czuje coś do mnie. Niedługo wyjeżdża, ja też jadę. Cały miesiąc się nie zobaczymy. 




Nie żal ci, że ostatnie dni spędzasz z kumplami? Nie tęsknisz za mną ani trochę? Ja często przeglądam filmiki na których jeszcze byliśmy szczęśliwi. Dzisiaj wiem, że nic nie trwa wiecznie. Może tylko to dziwne uczucie. Zamiast maleć – narasta. I teraz przepraszam, za to, że krzywdziłam. Dziś już nie ważne co czułam i kim dla mnie byłeś, a byłeś wszystkim. Dzisiaj nieistotne są moje uczucia. Istotne jest to, że twoje słowa kierowane do mnie zaprzeczają twoim czynom. Nie ma mnie w twoim życiu. Nie jest jak dawniej. Nie ufam ci i nie jestem w stanie uwierzyć już w żadne twoje słowo. Przepraszam…


P.S. Może kiedyś spróbujemy od nowa… Teraz nie warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz